Przemarsz 2015

Poniżej przedstawiamy bardzo ciekawy tekst Michała Ostrowskiego

Marsz, plaża, modlitwa
Krok, morze, szum, piasek. Sypki piasek, grząski piasek. Mokry piasek. Piasek siekący jak biczem. Różaniec w kieszeni. Krok, krok. Fala zalewająca buty. Krok, krok. Temat na dziś? Wiara. Podrzucić plecak bo ciąży. Krok, krok, krok…

Na pomysł marszu wpadł Olek Banaszak z Mrzeżyna. Trasa ze Świnoujścia do Mrzeżyna plażą. Fizyczne wyzwanie to jednak za mało, chcemy by marsz był dla nas dniami skupienia, adwentowymi rekolekcjami. Na patrona marszu Olek wybrał św. Józefa, opiekuna Jezusa, o którym z kart Ewangelii wiemy bardzo mało, jednak wystarczająco dużo, by mógł stać się wzorem każdego mężczyzny. Stąd też temat rozważań na każdy dzień: wiara, miłość, odpowiedzialność – trzy cechy Józefa. Każdego dnia dwa punkty główne: w południe Anioł Pański, o piętnastej Koronka do Miłosierdzia Bożego. Poza tym? Idziemy.

Już w czwartek wieczorem w świnoujskiej parafii Chrystusa Króla, proboszcz Bogusław Gurgul udostępnia nam komfortowe warunki na nocleg. Nazajutrz idziemy na mszę o siódmej rano. Jest nas trzech; ja, Olek i Jacek Kabata, żołnierz zawodowy, a jednocześnie ultramaratończyk. Po błogosławieństwie przeprawiamy się promem przez Świnę i mijając po lewej stronie Gazoport wchodzimy na plażę. Jest godzina dziewiąta.

Pogoda względna. Lekko wilgotno, wiatr nie jest uciążliwy. Maszerujemy szeroką plażą o łagodnych wydmach. Pod stopami chrzęszczą muszle omułków i sercówek. Na morzu okręt wojenny RP. Po jakimś czasie z mgły wyłania się potężny statek wiozący gaz. Maszerujemy dzielnie choć miękki piach i ciężki plecak zaczynają dawać się we znaki. Spada temperatura.
W drodze dołącza do nas Michał Wojciechowski. W południe jesteśmy na molo w Międzyzdrojach. Anioł Pański, a w tle myśl, czy palce grabieją szybciej w mokrych rękawiczkach czy bez.

Plaża przy Międzyzdrojach zmienia się. Po prawej towarzyszą nam rosnące klify – Świnoujście i Międzyzdroje leżą w ogromnej, morskiej zatoce. Żartujemy, że tam za „winklem” to już będzie z górki. Temat do rozważania przychodzi sam. Rozmawiamy o tym, czym dla kogo jest wiara. Gdy po dziewiętnastej, w Międzywodziu padniemy na łóżka, Michał powie „konferencję mieliśmy po drodze”. Ma rację, w drodze pewne rzeczy dzieją się same. Tymczasem plaża staje się kamienista. Czasem bardzo wąska, tak że trzeba pokonywać obalone drzewa. Morze nieustannie podcina iłowe klify wciąż zmieniając linię brzegową.

Do Międzywodzia docieramy już po zmroku. Dłuższy czas słyszę tylko szum morza i widzę mrugające, czerwone światełka na plecakach chłopaków.

Zmęczenie dało się we znaki wszystkim. Z wyjątkiem Jacka. Ten wypija kawę, zakłada plecak i maszeruje dalej… O siódmej rano zadzwoni, że już jest w mrzeżyńskim porcie.

W sobotę wstajemy z ociąganiem. Ksiądz proboszcz Zbigniew Szymański czeka na nas w kościele pw. Wniebowzięcia NMP. W wychłodzonej świątyni jesteśmy sami. Tylko my i ksiądz. Po błogosławieństwie ruszamy dalej.
Na razie nie schodzimy na plażę, chcemy przejść zwodzonym mostem w Dziwnowie. Dopiero tam schodzimy na piasek. Wiatr znacznie silniejszy, zacina drobnym deszczem. Szczęśliwie wieje nam w plecy. Patrząc po linii brzegowej staramy się identyfikować miejsca, które mijamy.

Koło godziny trzynastej dzwoni… Jacek Kabata! Już się wyspał i chce do nas dołączyć! Będzie czekał w Trzęsaczu.

Na wysokości Pobierowa zaczynają się „kurzawki” grząskie piaski. Na pierwszy rzut oka nie widać ich, a stopy zapadają się czasem wyżej kostek. Maszerujemy milcząc, każdy zatopiony we własnych myślach. Pogoda znacznie się poprawiła. Nad Świnoujściem wisi szaro–bura ściana chmur. My chwilami łapiemy promienie grudniowego słońca. Zmierzcha już koło godziny piętnastej. Morze mieni się pastelowymi barwami. Jest pięknie! Kiedy odwracam się, by zrobić zdjęcia uderza we mnie szkwał niosący setki siekących drobinek piasku. Słońce, szum morza i siekący wiatr!

Pod ruiny kościoła docieramy po zmierzchu. Robimy dłuższą przerwę. Z daleka widać rozbłyski latarni w Niechorzu. Wędrujemy w całkowitych ciemnościach. W dali na Bałtyku kołyszą się światła kutrów, rybacy w morzu, choć wiatr jest bardzo uciążliwy.
Temat na dziś „Miłość”. Nie rozmawiamy. Idziemy pochyleni pod ciężarem plecaków. Mijamy kutry przystani brzegowej w Rewalu. Widzę, że Jacek z kimś rozmawia. W świetle latarki widać kobietę ubraną zdecydowanie nie na tą pogodę. Najwyraźniej szybko wybiegła z domu… Szuka syna, który wybiegł chwilę przed nią. Nie potrafimy pomóc. Nikogo nie widzieliśmy.
Co chwilę snop światła z latarni morskiej przeczesuje morze. To niezwykły widok. Fale wyglądają jak z animowanego, czarno–białego filmu.
Chwilami grunt ucieka spod nóg. Niedawno na plaży usypano refulat, czyli piasek z głębi morza, poszerzając plażę. Fale zabrały go w znacznej części, tworząc w połowie plaży niebezpieczny uskok półmetrowej wysokości. Poniżej stopy grzęzną w kurzawkach, trzeba uskakiwać przed falą, u góry twardy piach ale pod stopami nieprzyjemnie chrzęszczą muszle i pewnie „zlepieńce”, czyli bałtyckie skamieliny.
Trudno skupić się na czymkolwiek. Wiatr mocno zacina niosąc deszcz.
Przy samej latarni betonowy falochron zabezpieczony dodatkowo głazami. Wzburzone morze rozbryzguje się na nich. Idziemy pierwsi z Jackiem. Trzeba czekać na moment, w którym fala cofa się i przejść szybko dbając by nie skręcić kostki.
Do przystani w Niechorzu docieramy z Jackiem. Czekamy na Olka i Michała.
Kolejny nocleg i kolejne znakomite warunki. Tym razem w OSP Niechorze. Karimatę niosę chyba za karę. Planujemy dzień następny. Pobudka o piątej. Szósta wymarsz. Chcemy o 11.30 być na mszy w Mrzeżynie.

Leje. Aż strach za okno wyjrzeć. Dociera do nas Adam Dąbrowski, chwilę później Piotr Pasikowski. Ruszamy zgodnie z planem choć deszcz tworzy na kałużach wielkie bąble wody.
Plażą dochodzimy do kanału oddzielającego Niechorze od Pogorzelicy. Chwilę szukamy kładki. Wita nas wschód słońca. Jest szaro i deszczowo. Wiatr mamy prosto w twarz. Nie jest przyjemnie. Mniej więcej w tym samym czasie w naszą stronę z Mrzeżyna wyszedł najmłodszy uczestnik wyprawy, Mateusz Smerdel.
Na postoju, osłonięci wydmą dopijamy resztki kawy. Wygląda na to, że zdążymy na czas.
Mimo zimna i nieciekawych warunków Piotrek znalazł moment by wykąpać się w morzu. Jest kołobrzeskim morsem. Tego dnia w całej Polsce morsy biją rekord na największą liczbę kąpiących się. Piotrek kąpał się sam.
Po kilku kilometrach jesteśmy mocno zmęczeni wędrówką pod wiatr. Decydujemy, że zejdziemy do lasu na wysokości jednostki wojskowej w Mrzeżynie. Ostatnie odcinki pokonujemy przez las sosnowy pełen poskręcanych drzew i wysokich paproci.
Do kościoła p.w. św. Piotra i Pawła docieramy o 11.10.

Jaki sens wyprawy, gdy z założonych tematów konferencji zostały jedynie rozmowy w drodze? Właśnie taki. Założony cel, planowany wysiłek w określonej intencji. Myśli przetykane modlitwą w rytm kroku z wiatrem i pod wiatr.
Żyjemy w świecie wiecznych wakacji. Jak w letniskowej miejscowości latem, atakują nas zewsząd kolorowe bodźce kusząc wrażeniami, rozrywką, licznymi formami wypoczynku, ekstremalnymi doznaniami. Błyszczące reklamy, krzykliwi sprzedawcy, gadżety sezonu są z nami przez cały rok. W jazgocie współczesności prawdziwy zestaw wartości, od lat tworzący prawdziwego mężczyznę zaciera się, staje się niejasny, mało atrakcyjny. Warto przypomnieć sobie, że w życiu jest tak jak nad morzem. Jest czas na odpoczynek, na zabawę, ale większość to droga, w której musimy mieć jasno obrany kierunek i będziemy do niego zmierzać bez względu na okoliczności. W życiu jak na plaży, bywa ciepło i słonecznie, ale przez większość czasu mamy plecak, huczy morze, wiatr wieje i zacina piaskiem, a stopy grzęzną. Nie można żyć tylko wakacjami, nie można żyć tylko sztormem. To nauka, która dotarła do nas chyba najsilniej. To, że wierzymy idąc z Bożą pomocą do celu. To, że idziemy do naszych kochanych rodzin, podejmując wysiłek by być lepszym ojcem. To, że ciąży na nas odpowiedzialność za siebie nawzajem, za rodziny, a także, co najważniejsze, za to byśmy naszym dzieciom wskazali jasny cel, tak by nie ugrzęzły w świecie wiecznych wakacji. To borykanie się z życiowym wichrem, falą i zimną daje mężczyznom prawdziwą satysfakcję. Zmierzenie się poważnym wyzwaniem tworzy mężczyzn.
Jeżeli chcesz stanąć z nami na świnoujskiej plaży i powiedzieć „W imię Boże zróbmy to”, to zapraszamy. Przez te trzy dni Bóg będzie w Tobie działał. Jeśli chcesz iść. Bo my chcemy.

Michał Ostry Ostrowski
Adwentowy Marsz św. Józefa trwał od 11 do 13 grudnia 2015 r. Organizatorem była parafia św. Piotra i Pawła w Mrzeżynie. Wielką pomocą służył ksiądz proboszcz Wojciech Helak. Dziękujemy wszystkim tym, którzy wsparli nas fizycznie i duchowo! Bóg zapłać!
Więcej informacji o marszu na www.piotraipawla.org, oraz na facebook.com/ParafiaMrzezyno/.